Szepczę cicho, wzywam, tęsknię. Nigdy wcześniej nie byłeś tak oddalony jak dziś. Żal wypełnia mnie i przeszywa na wskroś, czuję ból. Jestem na skraju wytrzymania, wzywając twoje imię. Pierzchną usta, serce w gardle. Przełykam ślinę i patrzę w gwiazdy. Kiedyś podziwialiśmy je razem, teraz oddzieleni liną zawiści, złości i zaparcia. Podnosimy głowy, zadzieramy nosy i brniemy w to bagno razem, osobno zarazem.
Tyle na dziś.
Do zobaczenia w nowym roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz